Współczesne samochody elektryczne w zasadzie niczym nie różnią się od aut o napędzie konwencjonalnym. Są przestronne, praktyczne i… bezpieczne. Tak, bezpieczne! A przynajmniej do takiego wniosku prowadzi większość testów zderzeniowych prowadzonych na elektrykach. Dziś opowiemy o tym jak wyśmienitym wynikiem może się pochwalić miejskie Renault ZOE oraz o tym, dlaczego badanie nie do końca wyszło na korzyść BMW i3 i Tesli Model S.
Samochody o napędzie elektrycznym są znane w mainstreamie rynku motoryzacyjnego od dobrej dekady. A ich obecność na ulicach oznacza jeszcze jedno – producenci muszą dbać o standardy bezpieczeństwa. Czy jest to bardziej skomplikowane? Z całą pewnością tak. W końcu firmy muszą pomyśleć o tym, aby akumulator dobrze zachował się podczas zderzenia i nie doszło do porażenia prądem żadnego z pasażerów. Poziom bezpieczeństwa samochodów jest kontrolowany od dekad. Teraz zatem kontrolą zostały objęte także samochody elektryczne.
Pierwszy pojazd zasilany prądem pojawił się w hali instytutu Euro NCAP w 2011 roku. Właściwie nie był to jeden pojazd, a rodzina aut składająca się z takich modeli jak Citroen C-Zero, Peugeot iOn i Mitsubishi i-MiEV. Jak poradziły sobie trojaczki? Dość przyzwoicie. Auta uzyskały po 4 gwiazdki. Inżynierowie najwyżej ocenili systemy bezpieczeństwa. Te uzyskały aż 86% maksymalnej liczby punktów. Ochrona dorosłych pasażerów została określona na 73%, dzieci 78%, a pieszych tylko 48%.
Nissan Leaf jako pierwszy rozbił bank! 5 gwiazdek od Euro NCAP
Śladem przetartym w 2011 roku przez francusko-japońskie trojaczki już 12 miesięcy później przejechał Nissan Leaf pierwszej generacji. Model, który dość szybko stał się najchętniej kupowanym samochodem elektrycznym w Europie, wypadł naprawdę dobrze. W hali instytutu Euro NCAP wywalczył maksymalną notę 5 gwiazdek. Ten wynik był ważny. Początek drugiej dekady XXI wieku był momentem, w którym kierowcy dopiero zaczynali zaprzyjaźniać się z e-napędem. Wysoka nota w teście rozwiała zatem potencjalne wątpliwości, dotyczące bezpieczeństwa elektryków, zanim jeszcze na dobre utrwaliły się one w świadomości kierowców.
Maksymalna nota pięciu gwiazdek na dłużej zagościła w testach zderzeniowych samochodów elektrycznych. Topową oceną, a do tego okraszoną tytułem najbezpieczniejszego auta w swojej klasie, może się pochwalić chociażby Renault ZOE. Badanie było przeprowadzone w instytucie Euro NCAP w 2013 roku. Najwyższą notę w 2018 roku uzyskała także druga generacja hitowego Nissana Leaf.
Dobry wynik nowego Leafa nie może jednak dziwić. To nie tylko auto wyposażone w zaawansowaną wersję napędu elektrycznego. To przede wszystkim model naprawdę naszpikowany zaawansowanymi systemami asystującymi. A te pod koniec drugiej dekady XXI wieku stanowią jeden z ważniejszych składników sukcesu podczas badania instytutu Euro NCAP. Nowy Leaf już w wersji bazowej posiada m.in. system awaryjnego hamowania w razie wykrycia zagrożenia kolizją, ostrzegania o niezamierzonej zmianie pasa ruchu, ostrzegania o ruchu poprzecznym z tyłu, informowania o pojeździe znajdującym się w martwym polu i odczytywania znaków drogowych.
4 gwiazdki dla i3. Soul EV i Ampera-e podobnie
Wkroczenie do świata pięciu gwiazdek w testach zderzeniowych Euro NCAP było ważnym wydarzeniem dla samochodów elektrycznych. Problem polega jednak na tym, że topowa ocena nie jest jeszcze rynkowym standardem. W ostatnich latach znalazło się co najmniej kilka modeli dysponujących e-napędem, którym nie udało się zauroczyć inżynierów instytutu. Przykład? BMW i3 w 2013 roku uzyskało tylko 4 gwiazdki. Identyczną notą może się pochwalić Kia Soul EV testowana w 2014 roku czy rozbity w 2017 roku Opel Ampera-e.
Jeszcze gorzej w 2017 roku wypadł niezwykle urokliwy Citroen e-Mehari. Lifestylowy crossover utrzymany w klimacie retro został oceniony przez inżynierów Euro NCAP jedynie na 3 gwiazdki. Samochody elektryczne są badane nie tylko w europejskiej instytucji. Ich konstrukcji z punktu widzenia bezpieczeństwa postanowił się przyjrzeć także amerykański urząd ds. bezpieczeństwa drogowego – Insurance Institute for Highway Safety. Na jego poligonie testowym w ramach pełnego badania pojawiły się przede wszystkim dwa modele – Tesla Model S i BMW i3.
Oba auta spisały się dobrze. “Dobrze” w tym wypadku oznacza jednak, że nieco zabrakło im do ideału – żadne nie otrzymało bowiem oceny „top safety pick”. Dlaczego? W Tesli Model S szczególnie słabo oceniona została praca reflektorów. Poza tym inżynierom IIHS nie do końca spodobał się sposób zachowania konstrukcji w czasie wąskiego uderzenia w barierę oraz nieco skomplikowany montaż fotelika dziecięcego. W przypadku BMW i3 lista zastrzeżeń była nieco inna. Zdaniem Amerykanów, bawarscy inżynierowie mogli nieco więcej zrobić w kwestii systemów bezpieczeństwa oraz dużo lepiej dopracować fotele i zagłówki w kwestii ochrony pasażerów podczas wypadku.
BMW, Citroena i Teslę zgubił… wiek konstrukcji
Niedociągnięcia takich modeli jak BMW i3, Citroen e-Mehari czy Tesla Model S są dość wyraziste. Mają jednak pewne uzasadnienie na polu technologicznym. Obecne wymogi testów zderzeniowych są niezwykle restrykcyjne. A żaden z tych modeli nie jest już najmłodszy. Model S został zaprezentowany 6 lat temu, „i-trójka” ma już 5 lat, a e-Mehari jest bliźniakiem niskobudżetowego C4 Cactusa zaprezentowanego 4 lata temu.
Co to dokładnie oznacza? Wniosek nasuwa się jeden. W przyszłości zapewne nie będzie już miejsca na podobne wpadki – samochody elektryczne zaczną radzić sobie równie dobrze jak Leaf, szczególnie dysponując znacznie większym polem do popisu w kwestii inteligentnego bezpieczeństwa. E-pojazdy mają elektroniczne sterowanie, a do tego większość układów komunikują za pomocą kabli, a nie mechanizmów. W efekcie dużo łatwiej jest je przystosować do montażu układów myślących i reagujących za kierowców. Klucz do sukcesu stanowi również struktura. Nowe elektryki będą budowane w oparciu o nowe platformy, które jeszcze lepiej wpiszą się w wymogi współczesnych crash testów.