Choć o ekologicznej motoryzacji mówią wszyscy producenci samochodów, wciąż pozostaje wiele do odkrycia w tym temacie. Dlatego przygotowaliśmy dla Was pięć ciekawostek i ważnych informacji, dotyczących eko-motoryzacji. Zobaczcie m.in. w jaki sposób e-pojazdy oczyszczają powietrze, czy mogą powodować uśmiech na twarzy i czemu ich eksploatacja jest żyłą złota!
Moment obrotowy? To silniki elektryczne są mocarzami!
Moment obrotowy jest jednym z kluczowych parametrów pracy silnika. Im wyższy moment obrotowy, tym dynamiczniej pojazd jest się w stanie poruszać i tym większy uśmiech pojawia się na twarzy prowadzącego za każdym razem, gdy wciśnie on pedał gazu, startując spod świateł. Do tej pory absolutnym mistrzem momentu obrotowego były auta z silnikiem diesla. Dobrze pokazuje to przykład Subaru Forestera: 147-konny, 2-litrowy diesel montowany w aucie oferuje aż 350 Nm. Taką samą wartość proponuje silnik benzynowy, jednak już o mocy 241 koni mechanicznych.
Teraz na motoryzacyjnej arenie pojawił się inny zawodnik – jednostka elektryczna. Przykładu na poparcie tej tezy wcale nie trzeba długo poszukiwać. Świetne świadectwo daje już jeden z najpopularniejszych elektryków na świecie, czyli Nissan Leaf. Ekologiczny hatchback segmentu C został wyposażony w silnik o mocy 150 koni mechanicznych, który oferuje 320 Nm. Tak, moment obrotowy jest niższy niż w dieslu Subaru o odpowiadającej mocy. To jednak dopiero połowa informacji. O ile w Foresterze 350 Nm jest dostępnych dopiero przy 1600 obr./min., o tyle Leaf daje pełnię możliwości już w momencie, w którym kierowca puści pedał hamulca. To sprawia, że Nissan choć jest w pełni ekologiczny, jednocześnie jest naprawdę szybki – osiąga 100 km/h już po 7,6 sekundy! Dodajmy do tego fakt, że „liść” opisywany jest raczej jako zgrabny samochód do miasta, aniżeli model o sportowych aspiracjach.
Jakie są możliwości silnika elektrycznego? Wystarczy spojrzeć na Teslę Roadstera. Trzy agregaty dają autu aż 10 000 Nm momentu obrotowego. To wartość, która do niedawna była zarezerwowana przede wszystkim dla ciężarówek z 12-litrowymi silnikami! Ten koncept jasno pokazał, że elektryfikacja może otworzyć całkowicie nowy rozdział w historii motoryzacji, w tym – motosportu.
Napęd elektryczny to nowość? Absolutnie nie
Większość przekazów medialnych, dotyczących samochodów elektrycznych, przedstawia tę technologię jako supernowość. Prawda jest jednak taka, że zasilanie pojazdów za pomocą prądu wcale nie jest wynalazkiem XXI wieku. To technologia, która jest znana od około 180 lat, bowiem pierwszy powóz o napędzie elektrycznym wynalazł Robert Anderson już w latach trzydziestych XIX wieku. A kiedy powstał pojazd spalinowy? Blisko pół wieku później. Carl Benz opatentował pierwszy na świecie samochód napędzany za pomocą silnika spalinowego dopiero w 1886 roku.
Napęd elektryczny niestety nie miał tyle szczęścia, co technologia spalania paliwa. Z uwagi na ograniczenia, dotyczące przede wszystkim magazynowania prądu, na długie lata projekty związane z e-silnikami musiały być odłożone na bok. Producenci podejmowali próby powracania do ich koncepcji regularnie, jednak bez większego skutku. Skąd zatem teraz elektryczny boom? To kwestia światowej polityki ekologicznej. Konieczność ograniczania emisji spalin sprawia, że tak naprawdę jedyną drogą, która w perspektywie kilku dekad nie okaże się ślepą uliczką w motoryzacji, jest właśnie zasilanie samochodów prądem. Tym samym historia zatoczyła koło, a pojazdy tak naprawdę powróciły do korzeni.
Napęd wodorowy nie tylko nie emituje. On wręcz oczyszcza powietrze!
Koncepcja ogniwa wodorowego jest dość zmyślna. W końcu zakłada napędzanie auta za pomocą silnika elektrycznego i uzupełnienie układu napędowego pokładową elektrownią. Oczywiście obecnie z samochodami wodorowymi wiążą się pewne problemy. Po pierwsze, nie do końca wiadomo jak poradzić sobie z transportowaniem problematycznego wodoru do stacji benzynowych. Po drugie, pojazdy tego typu są niezwykle drogie.
W tym punkcie nie chcemy się jednak skupiać na przeszkodach rozwojowych. Chcemy pokazać pewną zaletę systemu wodorowego, z której nie wszyscy kierowcy mogą zdawać sobie sprawę. Zasada działania pokładowej elektrowni jest prosta – łączy ona ze sobą cząsteczki tlenu i wodoru. W wyniku reakcji powstaje energia i czysta woda. Co więcej, ogniwo wodorowe nie tylko nie zatruwa atmosfery spalinami, ale wręcz ją oczyszcza! W końcu układ napędowy zasysa powietrze, za sprawą filtrów odcedza z niego szkodliwe cząsteczki, a następnie nadmiar wypuszcza z powrotem do środowiska naturalnego.
Elektryfikacja zmienia podejście do… projektowania samochodów
Kierowcy, patrząc na pracę projektantów motoryzacyjnych, oczami wyobraźni widzą wizjonerów, którzy na podstawie śmiałych pomysłów tworzą sylwetki samochodów systematycznie stających się elementem naszej rzeczywistości. Czy jednak każdy pomysł ma szansę realizacji? Najlepszą odpowiedź na to pytanie daje porównanie wersji koncepcyjnej auta z wersją produkcyjną. Są one zazwyczaj drastycznie różne! Czemu? W pracy projektanta liczy się nie tylko wizja. Ta jest wprawdzie kluczowa, ale może ona być rozwijana tylko w ramach szerszego zakresu ograniczających ją wymogów.
Jednym z podstawowych czynników, które zmniejszają zakres możliwości projektanta, jest konieczność rozmieszczenia elementów układu napędowego. Dla przykładu twórca nie może zbyt nisko zarysować maski, bo po prostu nie uda się pod nią wstawić silnika benzynowego. Co więcej, powinien on ukształtować grill tak, aby dostarczał powietrze do chłodnicy, a wnętrze musi projektować z poszanowaniem wymogów stawianych przez układ przeniesienia napędu i skrzynię biegów.
Co elektryfikacja zmienia w tym procesie? Okazuje się, że tak naprawdę wszystko. Silnik elektryczny czasami ma rozmiar średniej wielkości arbuza lub można ukryć go w… kole! Pod podłogą nie trzeba chować wału napędowego czy wydechu, a jedynie płaskie akumulatory. Projektanci nie muszą też szukać miejsca na skrzynię biegów. Skutek? Mogą z dużo większą dowolnością projektować sylwetkę oraz kształtować przestronność w kabinie pasażerskiej. Volkswagen już dziś zapowiedział, że nowy elektryk, choć rozmiarami będzie przypominał Golfa, przestronnością kabiny będzie odpowiadał Passatowi.
Oszczędny jak… elektryk, a nie diesel!
Przez lata wśród kierowców utarł się dość prosty zwyczaj. Mianowicie, jeżeli prowadzący poszukiwał nowego auta i zależało mu na niskim koszcie zakupu paliwa, przeglądał oferty pojazdów z napędem wysokoprężnym, ewentualnie LPG. Czy pogląd ten był błędny? Jak najbardziej nie. W przypadku diesla pokonanie każdych 100 kilometrów w cyklu miejskim potrafi kosztować dziś zaledwie 26 – 27 złotych. Jeszcze lepiej wypadają w tej kwestii silniki benzynowe przerobione na zasilanie gazem. Ich właścicieli przejechanie identycznego dystansu kosztuje 22 – 23 złote.
I choć pogląd dotyczący oszczędności diesla i LPG był przez lata prawidłowy, teraz na arenie motoryzacyjnej pojawia się nowy lider, czyli napęd elektryczny. Najlepszy przykład na poparcie tej tezy dostarcza chociażby Nissan Leaf. W jego przypadku pokonanie 100 kilometrów będzie kosztować od 10 do 12 złotych. Wniosek? Napęd elektryczny przy identycznej kwocie wydanej na „paliwo”, pozwala na pokonanie nawet dwuipółkrotnie większego dystansu.