Jedno na rynku motoryzacyjnym jest pewne – normy emisji spalin będą systematycznie zaostrzane. Konieczność spełniania coraz bardziej restrykcyjnych wymogów oznacza dla producentów większe nakłady prac inżynieryjnych oraz przede wszystkim wyższe koszty produkcyjne. A te, zgodnie z mechanizmami rynkowymi, na pewno finalnie zostaną „przesunięte” na kierowców. Jakich wzrostów cen można się spodziewać? Nawet o 20%!
Choć od lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku włodarze europejscy zrobili sporo, by systematycznie zmniejszać ilość spalin emitowanych do atmosfery, największe ograniczenia dopiero przed kierowcami. Już w 2020 roku fabrycznie nowy samochód będzie mógł emitować jedynie 95 z dopuszczalnych dziś 130 g/km dwutlenku węgla. A do 2030 roku wskaźnik ten ma zostać dodatkowo obniżony o kolejnych 37%. Co taka tendencja oznacza dla firm motoryzacyjnych? Poza koniecznością inwestowania w napędy zeroemisyjne, również wymuszenie intensywnej modernizacji napędów spalinowych. Silniki będą przeprojektowywane i wyposażane w zaawansowane układy oczyszczania spalin.
Każde z działań technologicznych ze strony producentów oznacza jednak wielomilionowe inwestycje. A kwoty te będą musiały się zwrócić. W jaki sposób? Oczywiście poprzez wzrost cen fabrycznie nowych pojazdów. Dobra informacja dla kierowców jest taka, że podwyżki nie staną się faktem wcześniej niż za rok. Zła natomiast jest taka, że ich wartość może sięgnąć nawet… 20%! W praktyce oznacza to, że kupujący będzie musiał zapłacić za Renault Clio nawet 10 tysięcy złotych więcej. To jednak nie koniec. W sytuacji, w której to samo Clio nie spełni nowych wymogów, za każdy dodatkowy gram emitowanego dwutlenku węgla powyżej normy firma zapłaci aż 95 euro. Opłata dotyczyć będzie nie linii modelowej, a każdego sprzedanego pojazdu! I oczywiście, większe opłaty zostaną doliczone do ceny pojazdu.
Taka sytuacja prowadzi do powstania dość prostego mechanizmu. Podwyżki w przypadku samochodów o napędzie konwencjonalnym, w połączeniu z obniżkami cen elektryków wynikającymi z popularyzacji technologii sprawią, że różnice między napędem konwencjonalnym a e-silnikiem staną się sporo mniejsze już w najbliższej dekadzie.